Po ciekawej wizycie w Carlsbad Caverns National Park (to już stan Nowy Meksyk) wylądowaliśmy w Roswell – spokojnie, bez przygód i awarii. Nie tak, jak ufoludki w 1947 roku, którzy się tu (podobno?) rozbili. Dokładnie to nie w Roswell, a na ranchu pewnego farmera kilkadziesiąt kilometrów na północny-zachód. Sprawa jest dość znana szczególnie tym, którzy interesują się tajemniczymi zjawiskami lub generalnie UFO (link tu i tu). Jak było naprawdę nie wie nikt, ale coś w tym wszystkim śmierdzi (siły powietrzne USA wszystko zbyt mocno tuszują i zaprzeczają) – stąd rozmaici znawcy i pasjonaci zdwoili działania, aby sprawę wyjaśnić. W Roswell zostało więc założone Międzynarodowe Muzeum UFO, gdzie można dowiedzieć się nie tylko o samym incydencie (z wszystkimi dostępnymi dokumentami, próbkami i opisami), ale również o wszelkich innych potencjalnych wizytach UFO na naszej planecie. Są zdjęcia latających spodków, znaków zrobionych na zbożu, relacje ludzi, który podobno byli przez obcych badani i liczne wycinki prasowe oraz opisy. Generalnie jest się nad czym zastanawiać, bo wszystko to na raz mistyfikacją lub pomyłką być nie może. Coś więc w tym chyba jest.
Co do samego incydentu z 1947 roku, to muzeum w bardzo obiektywny sposób podaje fakty, relacje, tajne dokumenty i raporty, które w sposób oczywisty pokazują, że rzeczywiście doszło do katastrofy statku kosmicznego i do odnalezienia martwych szczątków kosmitów, a armia Stanów Zjednoczonych wszystko zatuszowała. Pokazane jest też z drugiej strony możliwe wytłumaczenie wszystkiego jako zbieg okoliczności i awaria jednego z bardzo tajnych, eksperymentalnych urządzeń wojskowych (projekt Mogul) działających jak bardzo czułe odbiorniki wykrywające radzieckie testy atomowe – o postaci sporych pociągów balonowych zrobionych z lekkiego tworzywa. Każdy może sobie więc to ocenić samemu. Nawet potencjalne ciała ufoludków (widziane przez kilka osób) mogłyby być testowymi manekinami używanymi przez armię. To, że były małe (wzrost raczej dziecięcy) nie jest wyjaśnione. Tak więc teoretycznie jest możliwe, że doszło do katastrofy latającego spodka, a armia Stanów Zjednoczonych jest w posiadaniu tajnej technologii oraz ciał przybyszów z gwiazd. Wiele osób w to wierzy, a też i wiele filmów (na przykład Independence Day, kto oglądał ten wie, o której scenie mówię) zawiera odniesienia do tego przypuszczenia. No cóż – są rzeczy na niebie i Ziemi, które nie śniły się filozofom, prawda?
Głos sceptyka: Na pewno prawda, ale akurat nie w Roswell. Muzeum składa się głównie z wycinków prasowych, fragmentów raportu rządu amerykańskiego z lat dziewięćdziesiątych, zdjęć być może robiących wrażenie 50 lat temu, ale nie dzisiaj, w epoce Photoshopa. Całe muzeum zresztą sprawia wrażenie, jakby je ktoś zrobił kilkadziesiąt lat temu i nie dotknął od tej pory. Plakaty z filmów: “Z Archwium X” i paru innych o podobnej tematyce, oraz sugestywny model potencjalnego kosmity ofiarowany przez reżysera filmu “Roswell” wizerunku nie poprawia i zielone giętkie ufoludki w sklepie z pamiątkami też nie. Jedynym naprawdę ciekawym eksponatem są zeznania świadków, których jednak wiarygodność bardzo trudno ocenić w trakcie wizyty. Tak więc jeśli tam ktoś w środku zimnej wojny usiłował coś ukryć, to raczej nie kosmitów. Beata
Ciekawe co sądzą o tym nasi czytelnicy? Napiszcie.
No comments:
Post a Comment